Świat jest piękny.
Czasem ze zdumieniem stwierdzam ten fakt
wydostając się ze swojej skorupy bólu.
Otwieram szeroko oczy i widzę jak
żółte płatki drobnych róż
radośnie pozwalają się smagać podmuchom wiatru,
jak młody kundelek zawadiackim spojrzeniem mówi mi „cześć”,
śmiechy ludzi …
bujność traw …
Świat nie stoi w miejscu
lecz ciągle pędzi do przodu.
W tym życiowym biegu
czasem ktoś dobrym słowem
popycha mnie delikatnie do przodu,
o jeden krok dalej …
A ja przez chwilę daję się porwać tej pozytywnej energii.
A potem napełniona siłą życzliwości eksploduję
i ponownie spadam w otchłań smutku.
Spadając – odruchowo wyciągam przed siebie ręce
wierząc, że czyjaś zimna lub ciepła dłoń
wyciągnie mnie z tej studni rozpaczy.
Wciąż jeszcze mam siłę by walczyć!
Pomimo tego, że wbrew sobie gasnę
z nadzieją patrzę w przyszłość …
Bardzo mi się podoba Twój styl pisania, ja tak nie potrafię, bo jestem umysłem ścisłym.
Każdy z nas tak ma, że czuje fale pozytywnej energii, a potem wszystko opada i człowiek załapuje doła.. A potem znowu przyjdą optymistyczne chwile, a potem.. i tak w kółko.
Uwielbiam czytać Pani wpisy :) Po za tym kocham ludzi z energią do życia i działania. Ślicznie :) Pozdrawia
Jak dobrze znam ten stan… Może nie zupełnie identyczny, może wywołany przez inne czynniki, ale wciąż to stan, gdy nagle z cudownego (choć czasem tak zwyczajnego) świata, spadasz w otchłań smutku i bólu… I wiem już, że czasem nie wystarczą cieple dłonie życzliwych ludzi, czasem potrzeba czegoś więcej…
Najważniejsze to nigdy się nie poddawać – wtedy jakimś cudem udaje się wszystko, nawet to, co wydawało się niemożliwe…
Tak a.pe czasem potrzeba rozumu….